sobota, 18 października 2014

13 kroków: Cause it's too cold

Kiedyś ucieknę daleko, gdzie nikt mnie mnie znajdzie i nie będzie szukał. Spakuje się w ulubiony plecak, wezmę kochaną kurtkę, cisnę okulary na samo dno, z portfelem w którym znajduje się kilka stów. Będę zwiedzać nie odkryte, spoglądać na nieznane wrogie i miłe twarze. Śmiać się do chmur i cieszyć do słońca. Będę łapać chwilę, jakby były ostatnimi, które zaraz miałyby uciec. Uzależnie się od tamtego powietrza, może kogoś poznam, może zobaczę coś niesamowitego. Marzenie ściętej głowy. Samotność zbyt się ze mną związała. Jest jak pasożyt, która jak "dobra przyjaciółka" wysysa ze mnie życie i wpaja chęć izolacji. Nie wiem jeszcze co chcę od życia, na pewno nie pragnę by wyglądało jak dotychczas. Pragnę złapać w końcu wiatr we włosach i dać się mu ponieść daleko i namiętnie. Chcę go czuć na twarzy, by mi dawał natchnienie i ochotę na więcej. Piękne marzenie a jednak takie nie realne. Takie cudowne oderwanie się od problemów. Zamknięcie starego rozdziału. Powinnam podjąć jakieś radykalne kroki, bo skończę marnie z żyletką w jednej ręce, w drugiej z pigułkami, a obok mnie stoi ulubione wino. Jestem zbyt słaba, jestem zbyt nierozważna, zbyt porywcza.
 Moje serce się zmieniło, zbyt pragnie, zbyt kocha, zbyt nie rozumie. No cóż jednak należy do żałosnej dziewczynki z workiem chorych wizji i przeżyć. 
Czemu mnie chcesz?  Czemu mnie próbujesz kochać?  Jak to możliwe ze się uśmiechasz na mój widok ? Dlaczego chcesz spędzać ze mną czas ?
Pewnego dnia pojedziemy daleko, wynajmiemy pokój, rzucimy torby, zjemy coś pysznego na mieście, coś czego nie znamy, złapani za ręce pójdziemy w miasto rozkoszując się chwilą, która byłaby wieczna w naszych sercach. Wrócimy do pokoju i będziemy się cieszyć sobą tak jak nigdy dotąd, tylko we dwoje, tylko sami  z miłością i spojrzeniami pełnymi troski i pożądania, a gorący dotyk dłoni będzie palił nasze skóry. Czyż to nie czysta utopia i urojenia psychicznej nastolatki? 

Bo ona, ona różne ma imiona
Jedni wołają ją miłość, inni zgaga pieprzona
Bo ona, ona imiona różne ma 
Jedni wołają ją szczęście, niepojęte
Inni samica psa


środa, 8 października 2014

12 kroków: Ledwie zjawiasz się tu

Czas mija nie ubłagalnie, a ja wciąż nie mogę się zabrać do napisania choćby jednej krótkiej notki. Życia mi brakuje przez szkołę i coraz to nowsze problemy. Dostaje na łeb, ale to już wiecie od dawien dawna.

Co u mnie? Myślę, wariuję, kocham, fiksuje, potem żałuje, płaczę, śmieję się, upadam, podnoszę się, słucham, podziwiam, raduje, cierpię. Mieszanka standardowa. 

Jestem uzależniona od kawy, uwielbiam jej zapach i kojące właściwości. Niestety po niej śpię, ale to póki co moje drugie po muzyce uzależnienie. Btw. nie mam czego słuchać ;/ Polecacie jakieś dobre metalowe/rockowe piosenki ? Moje lekarstwa się powoli kończą. 

Kończę kurs prawka, w przyszłym tygodniu egzamin, teorię już zdałam. Cieszę się że miał mnie kto wspierać w ten czas, kiedy umierałam z nerwów. Ktoś bardzo wyjątkowy. Mój przyjaciel, ten z którym byłam na Woodstocku, dzięki któremu zmieniło się patrzenie na różne sprawy i sposób w jaki się czuję. Zakopałam zauroczenie do pierwszego w głębokim dole i przysypałam toną piachu, zostawiając miejsce na przyjaźń. Czuję ulgę, ogromną, że w końcu się chociaż z tym jednym ogarnęłam. Jednak teraz trochę się sytuacja odmieniła między mną a M. (tym z Wooda). Dałam nam szansę, pozwalam mu by mnie posiadał, choć w pewnym stopniu. Teraz przejrzałam na oczy i widzę, jaka ja byłam ślepa i otumaniona. Czemu za zwyczaj tak jest jak widzimy, że ktoś o nas zabiega to my głupio patrzymy tam gdzie nie trzeba i zwracamy uwagę w nie tą stronę, nie zauważając skarbu jaki się ma koło siebie. Cieszę się, że podjęłam taką a nie inną decyzję, bo teraz wiem, że obok jest osoba która się o mnie troszczy i stara, próbuje sprawić bym się uśmiechała i choć na chwilę zapomniała o dole. Bo ten nie zniknął, dalej trzyma, a w takiej sytuacji to raczej powinnam latać w skowronkach i uśmiechać się nawet do słońca. Dalej się boje żyć, nie umiem jeszcze dobrze oddychać. Siło, wróć do mnie i uratuj mnie, bo gąszcz problemów coraz bardziej mnie związuje. 

Spam :D






środa, 17 września 2014

11 kroków: Wake me up, when september ends

Boże święty, daj mi siły bo ja dziś coś rozpierdole, ale chyba i ty przestałeś mnie słuchać.

Wszystko pod górkę, wrzesień mnie tak wykończył psychicznie, a jeszcze nie skończyła się jego druga połowa. Jestem na skraju wytrzymałości. Emocje od goryczy po złość, od złości do smutku, od smutku do żalu. I tak na okrągło. Kiedy ja w końcu wyjdę na prostą, no kiedyyyyy? Nawet wołanie o pomoc już nie pomaga, jak ja mam sobie dać z wszystkim radę? Maturaaa, coraz bardziej sobie uświadamiam ile ja jeszcze nie potrafię. Stres jest na porządku dziennym. Nabawiłam się takiego refluksu, że każdego dnia przez 2 godziny modlę się pod ławką. O sprawach uczuciowych nie będę wspominać bo chyba się zaraz rozryczę i laptopa podzielę na kawałki. Nie mam siły więcej pisać i tak to jeden wielki bezsens. Jak Ja.



Moja nowa thinspiracja *__*

niedziela, 7 września 2014

10 kroków: Koniec czasami jest początkiem

Witamy w roku szkolnym 2014/2015. Moim ostatnim, mam nadzieję w moim życiu. Matura, jak to strasznie brzmi zwłaszcza po wprowadzanych reformach. Już widzę jak rozszerzoną chemię zdałam, że ho ho ! 7 biologii tygodniowo + godzina faków + godzina wychowawcza zamieniona na kolejną biologię, bo niby z czego miałaby nas wychowywać nasza "mamusia". Ja pierdole, niech mnie coś rozjedzie -.- Nie mam pojęcia jak dam sobie radę, ale wiem, że jakoś muszę. Co innego zrobię skoro zależy mi na dobrych studiach. Prawko w tle, zostało 16 h do wyjeżdżenia. Cholernie się boję, udupiają na każdym kroku nawet za zgaśnięcie za 2 razem >.< Wszędzie oczekują byśmy w szkole byli perfekcyjni i zachowywali się jak roboty, nauczyciele to leniwe bestie, jedynie stare modele dają coś z siebie. Nawet nie wiadomo, czy poloneza będziemy mieć dzięki naszej kochanej dyrci. Pojebana szkoła >.<

Czuję się wypalona, a miało być lepiej, miało być dobrze. Za gadanie z jednymi, drudzy się krzywo patrzą, za chodzenie w czarnych ciuchach krzywo się patrzą, za lekki makijaż się krzywo patrzą, za uśmiech na twarzy też. Ja pierdole jak żyć skoro wszystkim coś nie pasuje?! Nie przejmować się to podstawa. Plotkarstwo wzrosło w 50 %, szpanerstwo też. Ten świat robi się chory. Marzę by zaszyć się pod kocem i przez miesiąc z niego nie wychodzić.

Moja przyjaciółka nawet zaczęła mnie olewać. No cóż jak się zaczyna z kimś chodzić to inni schodzą na drugi plan, prawda ? Boli, bardzo boli, ale widocznie tak musi być, albo nie rozumiem miłości kompletnie. Choć w sumie jej nie rozumiem po ostatnich wydarzeniach od Wooda. Czuję pustkę i nostalgię z tego powodu. Przyszłam, zobaczyłam pierwszego... i nic. Zero eksplozji w sercu, dreszczy, jedynie sentyment i przyjaźń. Chyba się zepsułam albo mam przestój jakiś. Dostrzegam więcej wad, więc innego zachowania, może przejrzałam na oczy ? Nie wiem. Co lepsze bardziej zaczyna zależeć mi na drugim. Albo hormony mi buzują albo dzieje się coś dziwnego, o czym nawet bym w życiu nie pomyślała. Coś zrobić muszę, nie wiem jeszcze co, ale czas jest nieubłagany.

A waga stoi w miejscu, albo nawet poszła w górę. Pieprzony metabolizm i zaprzepaszczona siła walki ;/


niedziela, 24 sierpnia 2014

9 kroków: Even though you can't afford the sky is over

Kiedy wyjdzie promień słońca i upoi serce nadzieją, to za chwilę przyjdzie czarna chmura i zmyje wszystko co w nim było, brudnym, ciężkim, szarym deszczem. Kropka. Mniej więcej podsumowanie mojej dzisiejszej refleksji, której doświadczyłam siedząc na pomoście i wlepiając swoje lica na jezioro, w które słońce wbijało swe promyki jak armia ostrych noży. Ostatnio myślenie ciężko mi przychodzi i raczej nie przynosi żadnych plonów czy nawet ziaren by można było coś zasiać, na polu zwanym życiem. Analizowałam siebie, swoje życie, swoje postępowanie, charakter. Robię to raz na jakiś czas, widząc ile się zmieniło, lub co stoi nadal w miejscu. Wiem jedno: Nie jestem tym, kim chciałbym być. Ale wiem jak dziewczyna, którą chce być ma wyglądać. Jest to dziewczyna otwarta, lekko sarkastyczna, racjonalna w swoich działaniach, nawet bym powiedziała perfekcjonistka, która nie boi się podejmować wyzwań. Szalona na swój sposób, nie sprzeciwiająca się prawdzie, mająca swoje zdanie, która również uważnie posłucha innych. Uczynna, lecz nie dająca się wykorzystywać. Systematyczna, wytrwała w swoich celach i która ma swoje cele, dążenia, pragnienia, która bierze życie jakim jest i sprawia je jeszcze lepszym dla siebie i najbliższych. Taka, z którą ludzie chcą spędzać czas, chcą ją poznać, nie boją się jej. Z nutką mroku, czarnego humoru ;)

Ideał ? Dla mnie tak, choć w każdym ideale po czasie znajdujemy wady. Większość czytając moje wypociny pomyśli: Boszz, co za idiotka. Nic nie robi w kierunku poprawy i tylko siedzi na dupie, z nosem w klawiaturze, płacze i się żali co post. Macie racje, tak się czuję. Z jednej strony piszę co piszę, by dać upust swoim myślom, by się wyzwolić od tego natłoku, ale by przeanalizować wszystko. Pisanie każdego słowa, daje mi psychiczną ulgę i katorgę. By stać się tą osobą, o jakiej pisze, wiem, że potrzeba wiele wysiłku, wiele pracy, a co ważniejsze systematyczności, mocnych nerwów i samozaparcia. Jeden z moich przyjaciół ostatnio stwierdził: Jak to jest, że wszystkiego się boisz, wszystko zwala ci się na głowę, panikujesz za dużo, a i tak wszystko co cię spotka rozwiążesz sama. Cóż... jak coś trzeba zrobić, to tylko działać i nie oglądać się na innych. Tak wiem, w moim życiu za bardzo panikuję, za dużo tego, a wiem, że to nie jest potrzebne. Robię to z automatu, bo jak sobie trochę popanikuje, to potem jest miłe zaskoczenie, że jednak się udało. Głupie, ale taka już jestem, że w życiu robię wiele nieracjonalnych i niepotrzebnych rzeczy, zaprzątam sobie głowę nie tym czym trzeba. 

Wracając do moich refleksji z pomostu, wracałam myślami do ostatnich wydarzeń, o których wam już wspominałam. Stwierdziłam, że samotność i apatia coraz bardziej mnie dopadają, a ja się nimi zasłaniam przed światem. Boję się żyć, tak naprawdę. Po prostu nie widzę sensu istnienia, bycia. Czasem myślę, że beze mnie po pół roku wszyscy by się obyli, że byłoby im beze mnie lepiej. Myślenie typowej osoby z ciężką depresją. Gdzieś o tym czytałam w jednej książce psychologicznej na ten temat. Bardziej wyprała mi mózg niż pomogła. Wyleciał mi niestety jej tytuł z głowy. Mniejsza, w każdym bądź razie był tam taki motyw, że depresja rodzi się w głowie, dokładnie z myśli. Myśli napędzają nasz wewnętrzny świat i jego postrzeganie, potem myśli napędzają nasze czynności, i jak do nich podchodzimy, rejestrujemy obrazy i sytuacje w czarnych barwach, a potem znowu i znowu i znowu tak w kółko, jeden schemat. Trochę w tym racji, tylko pytanie: Jak wyzbyć się myśli, skoro one towarzyszą nam na co dzień? Dużo myślałam nad pójściem do psychologa, ale boję się terapii, że to wszystko na nic, zniszczę sobie psychę nie tylko sobie, a i psychologowi, o ile nie psychiatrze. Będę musiała w końcu podjąć decyzję, a czas jest niemiłosierny i ucieka. Wiem, że póki co nie jestem typem samobójcy, choć owe myśli miewam, w dużej ilości, ale na dzień dzisiejszy sobie nie jestem w stanie nic zrobić. Żyję z  myślą, że życie może być ciekawe, pełne przygód, płaczu i radości. Tylko nie odnalazłam jeszcze recepty, zwaną szczęściem. Nie mam niestety z kim o tym porozmawiać, bo moi przyjaciele są zbyt szczęśliwi w swoich własnych życiach by mnie i moje problemy zrozumieć, boją się, że pech spadnie na nich, albo nie wiedzą nic. Mówię tak, bo próbowałam. Ludzi zbliża nieszczęście, gdy się im poświęci uwagę i pomoże rozwiązać problem, znikają i zapominają. Tak to niestety wygląda. Nie mogę sobie poradzić z zazdrością, zwłaszcza o jedną osobę, która po części wtrąca mi się w życie i zabiera coś cennego, a z drugiej strony chciałabym być w połowie nią, ale tylko w połowie. 


Na pewno mogę, na pewno chcę, wiem!
Na pewno pragnę, na pewno wiem, że
Na pewno teraz nie zeżre mnie, nie!
Jałowe życie, jałowa śmierć.

Pragnę podziękować, że choć kilka osób to czyta, albo z ciekawości albo ze śmiechem na ustach, nieważne. W razie jakby ktoś chciał pogadać z psychopatką własnego życia, niech napisze tutaj:

GG: 137196
e-mail: neska2142@gmail.com


piątek, 22 sierpnia 2014

8 kroków: Wszyscy są panami swojego losu

Długo się zabierałam do napisania tego posta, a raczej ukazania jego treści, gdyż nie było to łatwe i wymagało wielu przemyśleń, które nadal nie są ze sobą w pełni zgodne i racjonalne (zdaję sobie sprawę, ze złożoności tego zdania xd). Tak więc od 2 lat jestem zafascynowana, jednym chłopakiem w moim wieku, który był/jest moim przyjacielem. Friendzone mnie niestety dopadł. Cóż z pierwszym rokiem szykowało się coś poważnego, jednak wyszło jak wyszło, wakacje nas rozdzieliły, oddalały od siebie, do lipca tego roku. Kontakt się wznowił, w dużym stopniu poprawił, tak jakby wracały stare czasy, z tym faktem, że się nie widzimy, gdyż mieszka w innej miejscowości, a możliwość spotkania, zapewnia praktycznie szkoła. W styczniu tego roku poznałam innego, równie bliskiego mi przyjaciela, bez którego moje życie wyglądałoby mniej ciekawiej i dostałabym zupełnie na łeb, umierając w strugach samotności. No więc, jak wiecie byłam na Woodstocku i właśnie oto z tym kolegą, się okazało, że z jego strony pojawiła się sympatia do mojej osoby, czyt. zakochał się, drugi friendzone gotowy, ale od dupy strony. Co lepsze, dostaliśmy pierdolca, amoku w nocy i stało co się stało, pocałował mnie. Od tego się wszystkiego zaczęło, że teraz mimo, że nie jesteśmy parą to się tak zachowujemy jak niby nic. Niedojebanie mózgowe ze wszystkich stron wita! 
Wnioskując: Jestem uwikłana w dwa friendzony, z tego ja tkwię w jednym ze strony zakochanej, a z drugiej strony jestem osobą, w której mój przyjaciel się zakochał. Sytuacja patologiczna, czyż nie ? No to teraz mózg walczy z sercem, i co ? I nic. Nie wiem co robić by ze sobą nie zwariować w co się wpakowałam, jednakże nie jestem tu jedyną poszkodowaną, w żadnym wypadku. 

Z jednej strony mam kogoś, komu się podobam, który się mną zaopiekuje, który potrafi sprawić, że moja depresja choć na chwilę znika, powie mi, że jestem piękna, no czego chcieć więcej jak tylko w to brnąć? Ha, gorzej jak pojebany mózg myśli o tym pierwszym i za żadne skarby świata nie chce przestać, bo zbyt się przywiązał do tego zauroczenia i nie chce puścić. Póki nie widzę tego pierwszego jest dobrze. Przyjdzie wrzesień i bum ! Serce oszaleje, zmarnuje szanse na prawdziwe szczęście, które ma koło siebie, dla jakiegoś "dupka", który w pewnym sensie ma mnie gdzieś, ale z drugiej strony, jak na złość nagle nasza przyjaźń reaktywowała do znaczącego stopnia. 

Ludzie, to wszystko jest chore! Nigdy, w życiu bym się nie spodziewała, że tak porąbana sytuacja mnie spotka. NIGDY! Cały czas obmyślam co zrobić, jak to będzie we wrześniu, jak się zobaczymy, jak sobie poradzę z uczuciami i do jednego i do drugiego. W pierwszym przypadku to taka mieszanka wybuchowa, gdzie się wszystko podoba, wszystko pociąga, a na wady przymyka oko, bo kto ich nie ma ? Minusem jest to, że chłopak cierpi na jeszcze gorszą depresję ode mnie. Pytanie: Jak ja mam takiej osobie pomóc, skoro sama sobie nie potrafię ? W drugim przypadku mieszanki wybuchowej nie ma, jest stateczność, stabilność i poprawa emocjonalna, tylko co z tego skoro nie ma tej "chemii", gdzie świat wiruje, a serce skacze na widok tej ukochanej osoby ? Póki co jeszcze będę długo myśleć nad tą całą sytuacją. Boję się, naprawdę się boję, bo ja nie jestem osobą, dla której warto się męczyć, warto czekać, warto się łudzić. Nie dla mnie! Mam ochotę spierdolić jak najdalej. Doradzi ktoś coś, gdzie sobie mogę wykopać dobry dół i się w nim schować, by tą burzę przeczekać. W głowie mam ciągle jedną drogę, jednemu złamać serce, i sobie złamać serce, gdy chodzi o pierwsze zauroczenie. Wiem, że muszę być przed sobą szczera, muszę wszystko na trzeźwo przemyśleć, wyjść gdzieś i zostać ze swoją "ukochaną samotnością", potęsknić, popłakać, powspominać. Wiem jedno, do końca września muszę podjąć konkretną decyzję. Jakieś pomysły, ktoś coś ? Uratujecie mi życie choćby jednym komentarzem, bo "biegnę prosto w ogień". 

PS. Pewnie ta notatka jest tak składna i gramatycznie napisana jakby ją pisał uczeń 6 klasy, ale cóż, frustracja, natłok myśli i panika, powodują, że dziś jestem w stanie napisać o takie coś. 

"Jakie to dziwne. Tak bolało. Nie chciało się żyć. A teraz takie nieważne. Niemądre. Jak nic."


czwartek, 14 sierpnia 2014

7 kroków: Odchodzisz w zapomnienie, lecz wspomnienia zostają

Buu! Powróciłam, by znów dać upust nikomu nie potrzebnych myślom, tak po prostu sama z siebie. Tak więc, co u mnie ? W lipcu podjęłam naukę jazdy. Sunę sobie L-ką po ulicach, co rusz popełniam 5245765646 błędów. Na początku byłam oczywiście scykana, bo ani to ruszyć nie umiałam, ani biegu zmienić, ani świateł ustawić, a machanie kierownicą i manewry na drodze to była czarna magia. Nie sądziłam na początku, że to będzie aż tak skomplikowane. Dopiero po jakiejś 6 godzinie jazdy, w miarę pewnie się poczułam, ale błędy jak były są. Nienawidzę rond, skrzyżowań, pasów zwłaszcza wbiegających pieszych gdy się już na nich jest. No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak to polubić i uważnie słuchać instruktora, a instruktora mam fajnego, tu sypnie żartem, tu opierdzieli kiedy trzeba, albo ręce załamie, ale jest luz, przynajmniej nie krzyczy :D. Mam nadzieję, że przynajmniej za 3 razem zdam i będę mogła być zawodowym drajwerem i jeździć po zakupy do Biedronki xd Ale jeszcze przede mną 22 godziny jazdy, miliard trylion pięset tysięcy sto egzaminów do przerobienia. Jakoś to będzie, byle nikomu nie zrobić garażu ze zderzaka. 

Nie umiem żyć bez kawy, no nie umiem. Jestem nałogową popijaczką kofeiny. Znajomi mają ubaw jak zawsze czule patrzę na kubek z tą cudowną, czarną cieczą. Ostatnio bardzo się przydaje bo źle sypiam. Mogę pójść spać nawet o piątej rano a i tak obudzę się o 8. Jeszcze się nowy rok szkolny nie zaczął a już szybciej wstaje. Nie chce nawet o tym myśleć. Klasa maturalna to będzie jakiś koszmar. No ale nie ja jedna mam ten problem, więc powinno po wielu nieprzespanych nocach jakoś pójść. Dobra mamy wakacje, a ja co mam ? Szlaban, tak mam 18 lat i dostałam szlaban. Jakie to żałosne ? ._. A za co ? Za szlajanie się Bóg wie gdzie, z chłopakami po kilka godzin. Wróciłam raptem o 22, dla wielu z was to pewnie młoda godzina, ale cóż, mnie wolno mniej. Podobno odkąd jestem pełnoletnia, wszystko wymuszam, robię co chcę, nie słucham się, nie pomagam. Ciekawe, że braciszkowi wolno wszystko, a ja muszę zapierdalać w domu, i jeszcze im mało, bo oczywiście jestem ja najgorsza. Powoli nie wytrzymuje w tym domu wariatów. Rodzice, kłócą się o byle gówno, my to musimy słuchać, potem matka ma wąty i się na nas wyżywa, pewnie stąd ta kara, bo w moim wieku jej było wolno mniej. Nigdy nie rozumiałam takiego podejścia. No cóż poudaję grzeczną córcie, może się odwalą, a może nie. Pożyjemy zobaczymy. He... pożyjemy. Ostatnio to bardzo względne słowo.. Ja już umieram w środku. Nie ma tam nic, oprócz serca z kamienia i nadszarpniętej duszy. 

Btw. Mam tumblra. Ucieszę się z każdego wejścia. Miłego oglądania ^^

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

6 kroków: Dla mnie też, nie zbyt łaskawy był dzień

Długo mnie nie było tutaj. Dwa tygodnie w trasie, brak internetu, ale za to miałam kontakt z realnym światem. Byłam na Woodstocku <3 Moje marzenie się spełniło ! Co to za magiczny festiwal. Zakochałam się w nim po uszy, dzięki spotkanym tam ludziom, muzyce, klimacie. Koncert Jelonka i Comy zafascynował i oczarował mnie tak, że się tego nie spodziewałam, a to dzięki mojemu przyjacielowi, który niespodziewanie wziął mnie na barana i pokazał scenę od innej, magicznej strony. Nigdy się nie spodziewałam, że na koncercie będę tańczyć walca XD Jednak pierwszy dzień był ciężki, ponieważ nie potrafiłam się dobrze zaklimatyzować, a stresowe sytuacje z domu przeniosły się na moją nerwicę i samopoczucie, że skutkiem był płacz w namiocie. Na szczęście nie byłam sama i mój przyjaciel zabrał mnie nad Odrę do Kostrzyna. Most jaki tam się znajduje, a raczej widok z niego nieziemski. Reszta dni leciała, prawie bez problemowo. Potem od 2:30 do 10:40 w pociągu, gdyż jechałam prosto nad morze, do rodziny. Nie chciałam tam wracać, wolałabym żeby Wood trwał wiecznie, żebym mogła uwolnić się od problemów i ludzi, którzy mnie ranią, a ja ich. Nieśmiało się pochwalę, że urządziłam sobie tam 4 dniową głodówkę, co raczej było kiepskim pomysłem, ponieważ wprowadziłam przyjaciela tym w zmartwienie i leciał mi po hamburgera o 10 w nocy. 
Co gorsza namieszałam sobie w życiu porządnie, ale to w następnym poście, gdy pozbieram myśli i będę gotowa o tym napisać. 

Dla mnie też niezbyt łaskawy był dzień.
Dla mnie też za długa zima i zła.
Dla mnie też los Cebula i krokodyle łzy.
Przestań wyć! Przestań wyć! Przestań płakać!



środa, 30 lipca 2014

5 kroków: Czasami wolę być zupełnie sam, niezdarnie tańczyć na granicy zła

Boże, daj mi to wszystko znieść, bo mam ochotę wszystkich i wszystko roznieść. Ostatni komentarz: nosisz minę wiecznej cierpiętnicy. Wow nareszcie ktoś zrozumiał, że ze mną nigdy nie jest kolorowo i nie będzie. Mam dość tego domu, chce się stąd wydostać, ale ja w cuda nie wierzę. Nie mogę jeść i dobrze mi z tym, przynajmniej nie przyswoję miliona świństw. Cały czas towarzyszą mi te same myśli, te same żale, te same bóle. Ratunku! Pomocy ! Gdzie są te wrota do wiecznego szczęścia. Nawet śmierć nie staje się już ostatecznym ukojeniem, a następną męką.


Na pewno czułeś kiedyś wielki strach
Że oto mija twój najlepszy czas

Bezradność zniosła cię na drugi plan
Czekanie sprawia że gorzknieje cała słodycz w nas
Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept
Tak trudno znaleźć drogę w ciepły sen
Słowa zlewają się w fałszywy ton
Gdy nadwrażliwość jest jak bilet
W jedną stronę stąd

sobota, 26 lipca 2014

4 kroki: Ooh, ludzie, których spotkałam są cudami mojego świata

Już Boże nie wiem nic, nie ogarniam rzeczywistości, która mnie otacza. Raz jest gorzej a raz lepiej. Zawsze chciałoby się, żeby było cudownie i śpiewająco, ale tak nie jest i nie będzie. Jebana nostalgia, pierdzielona apatia, debilna depresja. Chcę być w końcu wolna. Chcę na Woodstock, ale mnie tam nie będzie, nie ma szans. Zawsze będą ograniczenia. Po co komu życie w którym niczego nie wolno, o wszystko trzeba się prosić, czekać, zasłużyć. Odliczam dni, 4 dni ostatecznej nadziei by tam być, by poczuć magię tego miejsca, wdrążyć się w ten rytm i odczuwać go na własnej skórze. Nie wierzę już w nic, powoli tracę wiarę w Boga, mimo to że jest mi tak bardzo bliski, tak wiele mi pomógł, ale wciąż jest bardzo niezrozumiały, wciąż nie rozumiem jego kroków i czynów w moim życiu. Czemu od dziecka muszę doświadczać tyle smutku, tyle zawiści, tyle nieszczęścia. Jedynym dobrem jest to że mam przyjaciół i kochających Mamę i Brata. Bez nich moje życie umarło by całkowicie, tak jeszcze dają mi tlen, dzięki któremu funkcjonuję. Może w moich postach się powtarzam, choć mało kto to czyta, jednakże, monotonność uczuć jest wykańczająca. Są one zmienne jak pogoda na dworze, jednak wiem że żyję. Choć ostatnio słowo Żyję to pojęcie bardzo względne. Nie wiem, kiedy nauczę się na nowo funkcjonować, jaką znajdę sobie ścieżkę by wyjść na prostą, by bez strachu podejmować decyzje, choćby te najprostsze z możliwych. Codzienne bóle głowy, migreny mnie wykańczają, ból żołądka który przeszywa jak sto igieł wbitych na raz. Wyglądam jak żywe zwłoki, jak straszydło. Brzydkie, grube, nic nie warte. Daję się ludziom poniewierać, czuję strach wobec innych i siebie, czuje bezradność. Nie jestem w stanie nawet wrócić do starych nawyków żywieniowych gdzie ze spokojem ważyłam 46 kg przy 158 cm. Zostało grube, tłuste 49 kg przy 160 cm. Nie mogę patrzeć na mój brzuch. NIENAWIDZĘ SIĘ!!

PS. Jeśli chciałby ktoś ze mną porozmawiać, służyć radą, to niech napisze na numer GG: 137196 :)
 Ucieszę się z każdej wiadomości.

piątek, 18 lipca 2014

3 kroki: Pętla


 Kolejny dzień i nic, pustka, przeszywająca pustka wypełniająca mój organizm. Coraz bardziej się zatracam, coraz bardziej tonę i nie mogę się wynurzyć, ciężar zbyt dużo waży. Jem i nie jem, jem i nie jem. Wariuję. Kolejna kreska, kolejny ślad, kolejny ból, kolejna ulga, kolejna psychoza. Wstyd. Ogarnia mnie coraz większy strach, boję się żyć, boję się NAPRAWDĘ ŻYĆ. Błądzę wciąż po tych samych ścieżkach, ślepo omijając tą właściwą. Krążę w kółko. Nie wiem gdzie jestem. Płaczę, grube łzy ciekną po policzkach, dając ulgę, nienawiść i słabość. Wstydzę się płakać, jednak coraz częściej mi się to zdarza. Zawsze to była oznaka słabości, poddania się. Gdzie jest ta skała bez uczuć którą była kilka lat temu, gdzie ta trwałość, umiejętność chowania uczuć przed światem, postrzeżenie nienaruszalności. No gdzie ?! Jedna miłość mnie zniszczyła, kolejna jeszcze bardziej niszczy. Autodestrukcyjna droga. Uczucie skrajne, nie do opisania, uzależniające jak oddech łaknący powietrza. Bez miłości jest ciężko. Czemu ludzie nie mogą mi uwierzyć, że też potrafię kochać, że nie boję się tego uczucia, że jest mi one potrzebne do funkcjonowania. Wiesz dobrze, że możesz mnie mieć, ale tego nie chcesz, nie dostrzegasz, czy się boisz, spojrzeć mi prosto w twarz, prosto w oczy i tego dowieść, odpowiedzieć.

I wtedy powiem Ci jak bardzo Cię chcę
I wszystkie moje tajemnice
O tym mieście co to widać je w tle
Jak bardzo go nienawidzę



czwartek, 17 lipca 2014

2 kroki

 Siedzę samotnie w pokoju, wpatrując się w okno doświadczam różnych myśli. Czuję jak mnie wypełniają, od dobrych po złe. Czytałam w jakiejś książce że emocje są wynikiem myśli, jakie aktualnie do nas dochodzą, to one dają rzut na całokształt chwili, czy dostrzegania świata.

 Aktualnie, czuję się jakbym stała nad przepaścią, na wysokim wzniesieniu, jakimś moście, patrzę w dół i nic, nie umiem zrobić ani kroku w przód ani w tył. Totalna pustka, niewiadoma, nieświadomość sensu bycia. Ostatnio się trochę zagubiłam, a nawet bardzo. Od podajże czterech lat zmagam się ze stanem depresyjnym, który się nasila. Kiedyś mi się wydawało że jestem silną osobą, że dam radę różnym przeciwnościami, z łatwością potrafiłam omijać kłody rzucane przez los i jeszcze im pokazać, że mnie nie złamią. Teraz to się zmieniło. Odkąd poszłam do liceum, od dwóch lat czuje słabość, bezsilność wobec siebie i innych. Nie mam pojęcia co robię w klasie pełnej ambitnych, zdolnych ludzi, którym nie potrafię dorównać, nie wiem co będę robić w przyszłości, jak zdam maturę w przyszłym roku, czy zdecyduje w końcu jakie będę zdawać przedmioty i czy wyjdę na prostą. Zmagam się z problemem odżywiania. Jednego dnia potrafię zjeść co popadnie, a przez trzy następne sprawić sobie głodówkę. Jestem już zmęczona życiem, sobą, tym że rujnuje siebie i swoje życie.

 Nasuwa się myśl, czemu nic z tym nie zrobisz, tylko się żalisz, płaczesz po kątach i nie ruszysz dupy, by temu zaradzić, przecież takim postępowaniem niczego nie wskórasz. Otóż próbuje, i na próbach się kończy. Straciłam motywacje do działania, do wszystkiego, chce ją ponownie odnaleźć, przestać się sugerować stwierdzeniami typu, muszę, trzeba, powinno się, wypadałoby. Ja chcę CHCIEĆ!

 Nasuwa się kolejna myśl: skoro czujesz się tak a nie inaczej, miewasz takie i takie zaburzenia to czemu nie pójdziesz do psychologa i nie podejmiesz leczenia ? Otóż, który rodzic by chciał mieć chorą na łeb córkę ? Czemu większość rodziców nie dostrzega problemów nastolatków, uważając je za błahe i nie godne uwagi ? Czemu oni próbują na to nie patrzeć i tuszować złudzenia a czasem fakty?  Czasem jest za późno na otworzenie oczu, i z odwagą popatrzenie jak ich dziecko zostaje znalezione w wannie z zakrwawionymi nadgarstkami, leżące na łóżku przy którym leży opróżnione pudełko tabletek, a w koncie leży niedokończona butelka wódki.

 Śmierć wydaje się prostym rozwiązaniem, jednak samobójcy są i tchórzami i zwycięzcami. Kwestia względna w zależności od której strony na nią patrzymy. Tchórze - oczywistość, osoba zostawia innych, być może osoby które go kochały, próbowały pomóc, zaradzić, lub bał się wziąć odpowiedzialność za swoje życie i czyny, poświęcić się. Zwycięzca - osoba miała odwagę spojrzeć śmierci prosto w oczy, przełamać słabość, być może oderwać się od emocjonalnej czy fizycznej pułapki.

Gdzieś na końcu całej tej nienawiści
Jest światło , które świeci nad grobem
Na końcu całego tego bólu



wtorek, 15 lipca 2014

xxx

Zakładam blog, by móc dać szanse ulecieć słowom, których nie mogę wypowiedzieć na głos. Nie wiem jeszcze o czym on będzie i jaką będzie miał formę, to okaże się z czasem. Może na początek przedstawienie osoby?
Tak więc jestem Ja. Póki co schowam się pod peleryną anonimowości ;)