Witamy w roku szkolnym 2014/2015. Moim ostatnim, mam nadzieję w moim życiu. Matura, jak to strasznie brzmi zwłaszcza po wprowadzanych reformach. Już widzę jak rozszerzoną chemię zdałam, że ho ho ! 7 biologii tygodniowo + godzina faków + godzina wychowawcza zamieniona na kolejną biologię, bo niby z czego miałaby nas wychowywać nasza "mamusia". Ja pierdole, niech mnie coś rozjedzie -.- Nie mam pojęcia jak dam sobie radę, ale wiem, że jakoś muszę. Co innego zrobię skoro zależy mi na dobrych studiach. Prawko w tle, zostało 16 h do wyjeżdżenia. Cholernie się boję, udupiają na każdym kroku nawet za zgaśnięcie za 2 razem >.< Wszędzie oczekują byśmy w szkole byli perfekcyjni i zachowywali się jak roboty, nauczyciele to leniwe bestie, jedynie stare modele dają coś z siebie. Nawet nie wiadomo, czy poloneza będziemy mieć dzięki naszej kochanej dyrci. Pojebana szkoła >.<
Czuję się wypalona, a miało być lepiej, miało być dobrze. Za gadanie z jednymi, drudzy się krzywo patrzą, za chodzenie w czarnych ciuchach krzywo się patrzą, za lekki makijaż się krzywo patrzą, za uśmiech na twarzy też. Ja pierdole jak żyć skoro wszystkim coś nie pasuje?! Nie przejmować się to podstawa. Plotkarstwo wzrosło w 50 %, szpanerstwo też. Ten świat robi się chory. Marzę by zaszyć się pod kocem i przez miesiąc z niego nie wychodzić.
Moja przyjaciółka nawet zaczęła mnie olewać. No cóż jak się zaczyna z kimś chodzić to inni schodzą na drugi plan, prawda ? Boli, bardzo boli, ale widocznie tak musi być, albo nie rozumiem miłości kompletnie. Choć w sumie jej nie rozumiem po ostatnich wydarzeniach od Wooda. Czuję pustkę i nostalgię z tego powodu. Przyszłam, zobaczyłam pierwszego... i nic. Zero eksplozji w sercu, dreszczy, jedynie sentyment i przyjaźń. Chyba się zepsułam albo mam przestój jakiś. Dostrzegam więcej wad, więc innego zachowania, może przejrzałam na oczy ? Nie wiem. Co lepsze bardziej zaczyna zależeć mi na drugim. Albo hormony mi buzują albo dzieje się coś dziwnego, o czym nawet bym w życiu nie pomyślała. Coś zrobić muszę, nie wiem jeszcze co, ale czas jest nieubłagany.
A waga stoi w miejscu, albo nawet poszła w górę. Pieprzony metabolizm i zaprzepaszczona siła walki ;/