piątek, 26 lutego 2016

Człowiek rodzi się sam i umiera sam

Nie wiem czy pisanie tutaj ma jakiś sens, wszyscy odchodzą, może pora i na mnie ? Nie czuje już ulgi przelewając tu słowa, wszystko powoli mnie zabija, nawet w związku zaczynam czuć się samotna. Czy istnieje na świecie jakieś miejsce w którym nie będę czuła się samotnie ? Nie wiem, już na nic nie znam odpowiedzi. 

niedziela, 7 lutego 2016

I'm breathing

Tonę znów we własnych myślach, do tego komputer mi się popsuł, a sesja nadal trwa. Niedługo wolne i znowu powrót do domu. Domu pełnym depresji i zakazów, gdzie każdy sobie dorzuca do pieca i ma siebie nawzajem dość. Każdy powinien iść osobną drogą wtedy ułożyliby sobie nowe życie na nowo, myślę, że szczęśliwe, albo komfortowe.

Zabawne jak człowiek szybko przyzwyczaja się do wolności, nawet w kwestii godziny zjedzenia kanapki w obcym mieście. Uwielbiam to uczucie, uwielbiam duże miasto. Tak łatwo w nim o bycie sobą, o anonimowość, o bycie innym. Jednak problem z nawiązywaniem przyjaźni pozostał. Mój kierunek się sypie, zostaje co raz mniej osób, a ja dalej mam problem z zagadniem i zakolegowaniem się z kimś a przede wszystkim z płcią przeciwną. Zawsze tak miałam, mój chłopak jest wyjątkiem. Ludzie im starsi tym otaczają się małą grupą ludzi darzącym zaufaniem. A ja jestem inna, mimo intowertycznego charakteru który w sobie ukształtowałam brakuje mi spontaniczności w sobie, łatwości nawiązywania kontaktu. Nasz świat zawsze opierał się na kontaktach, im ktoś więcej ich miał tym łatwiejsze miał życie.

Powinnam iść do psychologa, nie jedna osoba to stwierdziła. Tylko czy w tym kraju będzie ktoś kto będzie starał się mnie zrozumieć czy odbębni ze mną rozmowę w ogóle mnie nie słuchając czy lekceważąc moje słowa. Boję się, boję się otworzyć i wyznać cały ból który leży mi na sercu, wyrzucić z siebie wszystkie lęki i smutki, które towarzyszą mi od długich lat. Przeszłość boli, zawsze bolała, bywała wesoła ale bywała.
Trudno wmówić sobie nowy obraz siebie, którą chciałoby się być a co dopiero go zrealizować. Muszę walczyć muszę! Chcę znowu stać się silna,  nawet jeśli miałabym być zamknięta. Czułam wtedy siłę siedząc sama pod tą szafką, nie musiałam się nikomu z niczego tłumaczyć,  byłam ja i mój problem, który w końcu rozwiązałam.

Mój związek mnie zmienił, nie wiem czy na lepsze czy na gorsze, trudno mi to ocenić ale wiem, że jednak zmienił coś. Na pewno patrząc na niego czuje coś w rodzaju wolności, jakiś pierwiastek jego osoby wywołuje reakcje że pewne rzeczy, które wydawały mi się nieosiągalne stają się zdobytymi, Choćby wyjazd na Woodstock. Ale też są pewne minusy. Im dłużej pozwalam siebie odkrywać tym więcej przelewam na jego barki, staje się słaba, on to widzi ale tego nie powie. Stał się moim spowiednikiem jednak pełniona funkcja staje się męcząca. Za dużo żalu, smutku i goryczy zostało przelanych, wypowiedzianych. Stałam się tą która tylko jęczy, jest słaba, bezbronna, której się nie chce po raz kolejny słuchać. Wiem powinnam spiąć dupe i żyć dalej, ale to jeszcze nie ten moment. Może na jakiś Czas powinnam zamilknąć, poudawać że jest dobrze, wmieszać się w tłum i siedzieć cicho? Wtedy może wróci harmonia i będę tą którą chcecie. Bo ja już sama nie wiem kim chce być i jaką drogę znaleźć. Ciągle błądze, Ciągle trafiam na krzaki. Jestem tą która się nie stara i będzie się czegoś wymagać. Powiedz o swojej depresji to skierują cię do psychologa zrzucając odpowiedzialność. Wniosek jest jeden, kim się było na początku tym się stanie na końcu