Siedzę samotnie w pokoju, wpatrując się w okno doświadczam różnych myśli. Czuję jak mnie wypełniają, od dobrych po złe. Czytałam w jakiejś książce że emocje są wynikiem myśli, jakie aktualnie do nas dochodzą, to one dają rzut na całokształt chwili, czy dostrzegania świata.
Aktualnie, czuję się jakbym stała nad przepaścią, na wysokim wzniesieniu, jakimś moście, patrzę w dół i nic, nie umiem zrobić ani kroku w przód ani w tył. Totalna pustka, niewiadoma, nieświadomość sensu bycia. Ostatnio się trochę zagubiłam, a nawet bardzo. Od podajże czterech lat zmagam się ze stanem depresyjnym, który się nasila. Kiedyś mi się wydawało że jestem silną osobą, że dam radę różnym przeciwnościami, z łatwością potrafiłam omijać kłody rzucane przez los i jeszcze im pokazać, że mnie nie złamią. Teraz to się zmieniło. Odkąd poszłam do liceum, od dwóch lat czuje słabość, bezsilność wobec siebie i innych. Nie mam pojęcia co robię w klasie pełnej ambitnych, zdolnych ludzi, którym nie potrafię dorównać, nie wiem co będę robić w przyszłości, jak zdam maturę w przyszłym roku, czy zdecyduje w końcu jakie będę zdawać przedmioty i czy wyjdę na prostą. Zmagam się z problemem odżywiania. Jednego dnia potrafię zjeść co popadnie, a przez trzy następne sprawić sobie głodówkę. Jestem już zmęczona życiem, sobą, tym że rujnuje siebie i swoje życie.
Nasuwa się myśl, czemu nic z tym nie zrobisz, tylko się żalisz, płaczesz po kątach i nie ruszysz dupy, by temu zaradzić, przecież takim postępowaniem niczego nie wskórasz. Otóż próbuje, i na próbach się kończy. Straciłam motywacje do działania, do wszystkiego, chce ją ponownie odnaleźć, przestać się sugerować stwierdzeniami typu, muszę, trzeba, powinno się, wypadałoby. Ja chcę CHCIEĆ!
Nasuwa się kolejna myśl: skoro czujesz się tak a nie inaczej, miewasz takie i takie zaburzenia to czemu nie pójdziesz do psychologa i nie podejmiesz leczenia ? Otóż, który rodzic by chciał mieć chorą na łeb córkę ? Czemu większość rodziców nie dostrzega problemów nastolatków, uważając je za błahe i nie godne uwagi ? Czemu oni próbują na to nie patrzeć i tuszować złudzenia a czasem fakty? Czasem jest za późno na otworzenie oczu, i z odwagą popatrzenie jak ich dziecko zostaje znalezione w wannie z zakrwawionymi nadgarstkami, leżące na łóżku przy którym leży opróżnione pudełko tabletek, a w koncie leży niedokończona butelka wódki.
Śmierć wydaje się prostym rozwiązaniem, jednak samobójcy są i tchórzami i zwycięzcami. Kwestia względna w zależności od której strony na nią patrzymy. Tchórze - oczywistość, osoba zostawia innych, być może osoby które go kochały, próbowały pomóc, zaradzić, lub bał się wziąć odpowiedzialność za swoje życie i czyny, poświęcić się. Zwycięzca - osoba miała odwagę spojrzeć śmierci prosto w oczy, przełamać słabość, być może oderwać się od emocjonalnej czy fizycznej pułapki.
Gdzieś na końcu całej tej nienawiści
Jest światło , które świeci nad grobem
Na końcu całego tego bólu