piątek, 22 sierpnia 2014

8 kroków: Wszyscy są panami swojego losu

Długo się zabierałam do napisania tego posta, a raczej ukazania jego treści, gdyż nie było to łatwe i wymagało wielu przemyśleń, które nadal nie są ze sobą w pełni zgodne i racjonalne (zdaję sobie sprawę, ze złożoności tego zdania xd). Tak więc od 2 lat jestem zafascynowana, jednym chłopakiem w moim wieku, który był/jest moim przyjacielem. Friendzone mnie niestety dopadł. Cóż z pierwszym rokiem szykowało się coś poważnego, jednak wyszło jak wyszło, wakacje nas rozdzieliły, oddalały od siebie, do lipca tego roku. Kontakt się wznowił, w dużym stopniu poprawił, tak jakby wracały stare czasy, z tym faktem, że się nie widzimy, gdyż mieszka w innej miejscowości, a możliwość spotkania, zapewnia praktycznie szkoła. W styczniu tego roku poznałam innego, równie bliskiego mi przyjaciela, bez którego moje życie wyglądałoby mniej ciekawiej i dostałabym zupełnie na łeb, umierając w strugach samotności. No więc, jak wiecie byłam na Woodstocku i właśnie oto z tym kolegą, się okazało, że z jego strony pojawiła się sympatia do mojej osoby, czyt. zakochał się, drugi friendzone gotowy, ale od dupy strony. Co lepsze, dostaliśmy pierdolca, amoku w nocy i stało co się stało, pocałował mnie. Od tego się wszystkiego zaczęło, że teraz mimo, że nie jesteśmy parą to się tak zachowujemy jak niby nic. Niedojebanie mózgowe ze wszystkich stron wita! 
Wnioskując: Jestem uwikłana w dwa friendzony, z tego ja tkwię w jednym ze strony zakochanej, a z drugiej strony jestem osobą, w której mój przyjaciel się zakochał. Sytuacja patologiczna, czyż nie ? No to teraz mózg walczy z sercem, i co ? I nic. Nie wiem co robić by ze sobą nie zwariować w co się wpakowałam, jednakże nie jestem tu jedyną poszkodowaną, w żadnym wypadku. 

Z jednej strony mam kogoś, komu się podobam, który się mną zaopiekuje, który potrafi sprawić, że moja depresja choć na chwilę znika, powie mi, że jestem piękna, no czego chcieć więcej jak tylko w to brnąć? Ha, gorzej jak pojebany mózg myśli o tym pierwszym i za żadne skarby świata nie chce przestać, bo zbyt się przywiązał do tego zauroczenia i nie chce puścić. Póki nie widzę tego pierwszego jest dobrze. Przyjdzie wrzesień i bum ! Serce oszaleje, zmarnuje szanse na prawdziwe szczęście, które ma koło siebie, dla jakiegoś "dupka", który w pewnym sensie ma mnie gdzieś, ale z drugiej strony, jak na złość nagle nasza przyjaźń reaktywowała do znaczącego stopnia. 

Ludzie, to wszystko jest chore! Nigdy, w życiu bym się nie spodziewała, że tak porąbana sytuacja mnie spotka. NIGDY! Cały czas obmyślam co zrobić, jak to będzie we wrześniu, jak się zobaczymy, jak sobie poradzę z uczuciami i do jednego i do drugiego. W pierwszym przypadku to taka mieszanka wybuchowa, gdzie się wszystko podoba, wszystko pociąga, a na wady przymyka oko, bo kto ich nie ma ? Minusem jest to, że chłopak cierpi na jeszcze gorszą depresję ode mnie. Pytanie: Jak ja mam takiej osobie pomóc, skoro sama sobie nie potrafię ? W drugim przypadku mieszanki wybuchowej nie ma, jest stateczność, stabilność i poprawa emocjonalna, tylko co z tego skoro nie ma tej "chemii", gdzie świat wiruje, a serce skacze na widok tej ukochanej osoby ? Póki co jeszcze będę długo myśleć nad tą całą sytuacją. Boję się, naprawdę się boję, bo ja nie jestem osobą, dla której warto się męczyć, warto czekać, warto się łudzić. Nie dla mnie! Mam ochotę spierdolić jak najdalej. Doradzi ktoś coś, gdzie sobie mogę wykopać dobry dół i się w nim schować, by tą burzę przeczekać. W głowie mam ciągle jedną drogę, jednemu złamać serce, i sobie złamać serce, gdy chodzi o pierwsze zauroczenie. Wiem, że muszę być przed sobą szczera, muszę wszystko na trzeźwo przemyśleć, wyjść gdzieś i zostać ze swoją "ukochaną samotnością", potęsknić, popłakać, powspominać. Wiem jedno, do końca września muszę podjąć konkretną decyzję. Jakieś pomysły, ktoś coś ? Uratujecie mi życie choćby jednym komentarzem, bo "biegnę prosto w ogień". 

PS. Pewnie ta notatka jest tak składna i gramatycznie napisana jakby ją pisał uczeń 6 klasy, ale cóż, frustracja, natłok myśli i panika, powodują, że dziś jestem w stanie napisać o takie coś. 

"Jakie to dziwne. Tak bolało. Nie chciało się żyć. A teraz takie nieważne. Niemądre. Jak nic."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz