Ideał ? Dla mnie tak, choć w każdym ideale po czasie znajdujemy wady. Większość czytając moje wypociny pomyśli: Boszz, co za idiotka. Nic nie robi w kierunku poprawy i tylko siedzi na dupie, z nosem w klawiaturze, płacze i się żali co post. Macie racje, tak się czuję. Z jednej strony piszę co piszę, by dać upust swoim myślom, by się wyzwolić od tego natłoku, ale by przeanalizować wszystko. Pisanie każdego słowa, daje mi psychiczną ulgę i katorgę. By stać się tą osobą, o jakiej pisze, wiem, że potrzeba wiele wysiłku, wiele pracy, a co ważniejsze systematyczności, mocnych nerwów i samozaparcia. Jeden z moich przyjaciół ostatnio stwierdził: Jak to jest, że wszystkiego się boisz, wszystko zwala ci się na głowę, panikujesz za dużo, a i tak wszystko co cię spotka rozwiążesz sama. Cóż... jak coś trzeba zrobić, to tylko działać i nie oglądać się na innych. Tak wiem, w moim życiu za bardzo panikuję, za dużo tego, a wiem, że to nie jest potrzebne. Robię to z automatu, bo jak sobie trochę popanikuje, to potem jest miłe zaskoczenie, że jednak się udało. Głupie, ale taka już jestem, że w życiu robię wiele nieracjonalnych i niepotrzebnych rzeczy, zaprzątam sobie głowę nie tym czym trzeba.
Wracając do moich refleksji z pomostu, wracałam myślami do ostatnich wydarzeń, o których wam już wspominałam. Stwierdziłam, że samotność i apatia coraz bardziej mnie dopadają, a ja się nimi zasłaniam przed światem. Boję się żyć, tak naprawdę. Po prostu nie widzę sensu istnienia, bycia. Czasem myślę, że beze mnie po pół roku wszyscy by się obyli, że byłoby im beze mnie lepiej. Myślenie typowej osoby z ciężką depresją. Gdzieś o tym czytałam w jednej książce psychologicznej na ten temat. Bardziej wyprała mi mózg niż pomogła. Wyleciał mi niestety jej tytuł z głowy. Mniejsza, w każdym bądź razie był tam taki motyw, że depresja rodzi się w głowie, dokładnie z myśli. Myśli napędzają nasz wewnętrzny świat i jego postrzeganie, potem myśli napędzają nasze czynności, i jak do nich podchodzimy, rejestrujemy obrazy i sytuacje w czarnych barwach, a potem znowu i znowu i znowu tak w kółko, jeden schemat. Trochę w tym racji, tylko pytanie: Jak wyzbyć się myśli, skoro one towarzyszą nam na co dzień? Dużo myślałam nad pójściem do psychologa, ale boję się terapii, że to wszystko na nic, zniszczę sobie psychę nie tylko sobie, a i psychologowi, o ile nie psychiatrze. Będę musiała w końcu podjąć decyzję, a czas jest niemiłosierny i ucieka. Wiem, że póki co nie jestem typem samobójcy, choć owe myśli miewam, w dużej ilości, ale na dzień dzisiejszy sobie nie jestem w stanie nic zrobić. Żyję z myślą, że życie może być ciekawe, pełne przygód, płaczu i radości. Tylko nie odnalazłam jeszcze recepty, zwaną szczęściem. Nie mam niestety z kim o tym porozmawiać, bo moi przyjaciele są zbyt szczęśliwi w swoich własnych życiach by mnie i moje problemy zrozumieć, boją się, że pech spadnie na nich, albo nie wiedzą nic. Mówię tak, bo próbowałam. Ludzi zbliża nieszczęście, gdy się im poświęci uwagę i pomoże rozwiązać problem, znikają i zapominają. Tak to niestety wygląda. Nie mogę sobie poradzić z zazdrością, zwłaszcza o jedną osobę, która po części wtrąca mi się w życie i zabiera coś cennego, a z drugiej strony chciałabym być w połowie nią, ale tylko w połowie.
Na pewno mogę, na pewno chcę, wiem!
Na pewno pragnę, na pewno wiem, że
Na pewno teraz nie zeżre mnie, nie!
Jałowe życie, jałowa śmierć.
GG: 137196
e-mail: neska2142@gmail.com