środa, 7 grudnia 2016

Again

Cześć, to znowu ja
Nie wiem po co tu wracam, nie ma to najmniejszego logicznego sensu. Motylkiem nie jestem i nigdy tak naprawdę nie byłam, więc jeśli szukacie takiego blogu to źle trafiliście. O czym jest/będzie/był ten blog, sama nie wiem, to po prostu zlepek moich głupich myśli. Nie mam, gdzie tego wszystkiego wykrzyczeć, po prostu. Oprócz mojego wieku chyba nic się nie zmieniło, dalej tkwię w jednym wielkim dole z którego nie potrafię wyjść. A najgorsza jest przy tym samotność. Mam rodziców, chłopaka, przyjaciółkę. Powinnam się cieszyć wiem. Po części się cieszę, ale czuję jakbym była obok nich a nie przy nich. Depresja jest dziwką. Pozostawia po sobie czarny odcień, przychodzi w najmniej spodziewanym momencie. Nie pozwala się cieszyć niczym, wysysa całą radość. Czarna szlama opętująca mój umysł.
Nie daje rady tak po prostu, nie umiem z tym wygrać, nawet jak staram się, żeby było dobrze to po czasie wszystko się pierdoli, wieczne udawania, a w umyśle wiecznie jedna myśl, nikt cię nie akceptuje, nikt nie chce cię poznać, jesteś inna od wszystkich, nie zauważyłaś ?
Nie mogę obarczać moich bliskich tych stanem, czuje że są przeze mnie nieszczęśliwi przez moje zmienne nastroje.  Wszystko jak w krzywym zwierciadle. Nie wiem jak mam wyładować moją frustracje a najczęściej przeze mnie obrywa mama, osoba która całe życie chce dla mnie jak najlepiej, a ja nie potrafię tego uszanować. Chłopak, którego tak bardzo kocham, długo nie wytrzyma ze mną, czuje to pod skórą. Męczą go moje wieczne huśtawki mimo, że mi tego nie powie. Jest silny, ale na jak długo? Nie wiem jak wypędzić tą zmorę, nie wiem. Towarzyszy mi od dziecka. Jest ze mną wszędzie, chodzi jak rzep którego nie można odlepić. Jest w koszmarach, na uczelni, w kontakcie z innymi. Ciągle się czuje przez nią gorsza. Czemu pozwoliłam sobie na takie życie? Jeśli Bóg mnie kocha, to dlaczego pozwala mi w tym tkwić. Boję się o swoją przyszłość, boję się co będzie dalej, to mnie pokonuje, to chce mnie pokonać, to chce żebym ciągle patrzyła na te okno w pokoju i myślała jak długo będę z niego spadać. Nie chce przegrać, ale nie umiem wygrać, człowiek paradoks. Zawsze nim byłam.

piątek, 26 lutego 2016

Człowiek rodzi się sam i umiera sam

Nie wiem czy pisanie tutaj ma jakiś sens, wszyscy odchodzą, może pora i na mnie ? Nie czuje już ulgi przelewając tu słowa, wszystko powoli mnie zabija, nawet w związku zaczynam czuć się samotna. Czy istnieje na świecie jakieś miejsce w którym nie będę czuła się samotnie ? Nie wiem, już na nic nie znam odpowiedzi. 

niedziela, 7 lutego 2016

I'm breathing

Tonę znów we własnych myślach, do tego komputer mi się popsuł, a sesja nadal trwa. Niedługo wolne i znowu powrót do domu. Domu pełnym depresji i zakazów, gdzie każdy sobie dorzuca do pieca i ma siebie nawzajem dość. Każdy powinien iść osobną drogą wtedy ułożyliby sobie nowe życie na nowo, myślę, że szczęśliwe, albo komfortowe.

Zabawne jak człowiek szybko przyzwyczaja się do wolności, nawet w kwestii godziny zjedzenia kanapki w obcym mieście. Uwielbiam to uczucie, uwielbiam duże miasto. Tak łatwo w nim o bycie sobą, o anonimowość, o bycie innym. Jednak problem z nawiązywaniem przyjaźni pozostał. Mój kierunek się sypie, zostaje co raz mniej osób, a ja dalej mam problem z zagadniem i zakolegowaniem się z kimś a przede wszystkim z płcią przeciwną. Zawsze tak miałam, mój chłopak jest wyjątkiem. Ludzie im starsi tym otaczają się małą grupą ludzi darzącym zaufaniem. A ja jestem inna, mimo intowertycznego charakteru który w sobie ukształtowałam brakuje mi spontaniczności w sobie, łatwości nawiązywania kontaktu. Nasz świat zawsze opierał się na kontaktach, im ktoś więcej ich miał tym łatwiejsze miał życie.

Powinnam iść do psychologa, nie jedna osoba to stwierdziła. Tylko czy w tym kraju będzie ktoś kto będzie starał się mnie zrozumieć czy odbębni ze mną rozmowę w ogóle mnie nie słuchając czy lekceważąc moje słowa. Boję się, boję się otworzyć i wyznać cały ból który leży mi na sercu, wyrzucić z siebie wszystkie lęki i smutki, które towarzyszą mi od długich lat. Przeszłość boli, zawsze bolała, bywała wesoła ale bywała.
Trudno wmówić sobie nowy obraz siebie, którą chciałoby się być a co dopiero go zrealizować. Muszę walczyć muszę! Chcę znowu stać się silna,  nawet jeśli miałabym być zamknięta. Czułam wtedy siłę siedząc sama pod tą szafką, nie musiałam się nikomu z niczego tłumaczyć,  byłam ja i mój problem, który w końcu rozwiązałam.

Mój związek mnie zmienił, nie wiem czy na lepsze czy na gorsze, trudno mi to ocenić ale wiem, że jednak zmienił coś. Na pewno patrząc na niego czuje coś w rodzaju wolności, jakiś pierwiastek jego osoby wywołuje reakcje że pewne rzeczy, które wydawały mi się nieosiągalne stają się zdobytymi, Choćby wyjazd na Woodstock. Ale też są pewne minusy. Im dłużej pozwalam siebie odkrywać tym więcej przelewam na jego barki, staje się słaba, on to widzi ale tego nie powie. Stał się moim spowiednikiem jednak pełniona funkcja staje się męcząca. Za dużo żalu, smutku i goryczy zostało przelanych, wypowiedzianych. Stałam się tą która tylko jęczy, jest słaba, bezbronna, której się nie chce po raz kolejny słuchać. Wiem powinnam spiąć dupe i żyć dalej, ale to jeszcze nie ten moment. Może na jakiś Czas powinnam zamilknąć, poudawać że jest dobrze, wmieszać się w tłum i siedzieć cicho? Wtedy może wróci harmonia i będę tą którą chcecie. Bo ja już sama nie wiem kim chce być i jaką drogę znaleźć. Ciągle błądze, Ciągle trafiam na krzaki. Jestem tą która się nie stara i będzie się czegoś wymagać. Powiedz o swojej depresji to skierują cię do psychologa zrzucając odpowiedzialność. Wniosek jest jeden, kim się było na początku tym się stanie na końcu

niedziela, 17 stycznia 2016

Mam już dość

Zawsze, kurwa zawsze będę w jego oczach jebanym tchórzem, który się wszystkiego boi i nie potrafi się wziąć w garść. Gdyby tylko wiedział, co spowodowało ciąg tych wydarzeń nigdy by mi niczego z tych rzeczy nie wypominał. Nie tylko on. Jeszcze za wcześnie by wszystko powiedzieć. Moje życie od początku przepełnia lęk, strach przed kolejnym dniem, czy wystarczy nam pieniędzy czy jutro już będzie normalnie, Każdy kto byłby na moim miejscu by zrozumiał, że nie da się normalnie funkcjonować jak od dziecka się wiecznie boi jednej rzeczy, ma się nerwice i odczuwa ciągły stres. 
Mam dosyć życia w smutku, w ciągłej niewiadomej, widzieć koszmary dnia poprzednich lat i budzić się ze strachem w oczach czy sen nie jest jawą a czy jawa to sen. Boże czemu zesłałeś na nas piekło? Czemu nie mogę mieszkać w normalnej rodzinie? Czemu całe życie dotyka mnie samotność i problemy z którymi nie mogę się z nikim podzielić? Ludzie żyją w wyidealizowanym świecie, stworzonym do materializmu i ogarniętym "fejmem". Ile jeszcze muszę wycierpieć by było dobrze? Ile razy będę miała ochotę przyłożyć zimny nóż do skóry? Czy zawsze będę postrzegała rzeczy z innej perspektywy? Czy zawsze będę czuła się samotnie? Czy zawsze będę budziła się ze strachem małej dziewczynki? 

środa, 6 stycznia 2016

Czy szczęście naprawdę istnieje?

Pusto tu, cicho tu, gdzie wszyscy zniknęli? Kiedyś było was wiele, a teraz słychać ledwie. Nie dziwię się, każdy jest już zmęczony walką o puste ideały, które przez małe potknięcia sypią się jak mak. Z resztą mamy 2016 i za tym idzie "nowy rok, nowa ja"- oklepane, stare, wszystkim znane hasło, dla jednych motywacja do działania, dla drugich nowe przyrzeczenie zmieniające się w kłamstwo.
W sumie nie wiem o czym ma być ten post, jest 24 na zegarku, nie mogę spać, ostatnio bezsenność mnie meczy, na zmianę z trudnością wstania z łóżka i silnym bólem głowy, pewnie jak po kacu, ale ja nigdy nie miałam kaca, co dla niektórych jest to problem, a niektórzy po prostu się mi dziwią. Cóż lubię alkohol zwłaszcza wino, ale lubię też kontrolę i stabilność między nogami a podłożem 
Nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Coraz większej ilości osób denerwuje moja obecność. Albo są spiny w domu, albo wśród znajomych, nawet ostatnio z chłopakiem nie potrafię się dogadać. Rodzina mi się sypie, wszystko mi się sypie. Czasem po prostu nie wiem co mówić żeby było dobrze albo czego nie mówić. Obrażać się każdy potrafi a powiedzieć za co już nie. Niestety jestem dziewczyną na którą teksty typu domyśl się nie działają i sama staram się tej logiki nie używać, bo jest po prostu bez sensu, jak ostatnio wszystko. Miałam rozpocząć dietę ale całkiem jestem w rozsypce, nie wiem za co się zabrać. Ćwiczyć w akademiku nie mam gdzie bo zawsze ktoś jest w pokoju, a przy kimś nie chcę, w końcu nadejdzie wiosna to coś wymyślę.
Co do postanowień noworocznych, raczej ich nie robię, a jeśli już to tylko małe i kilka by dać radę to zrealizować.
A do nich należą:
- Starać się jak najmniej przeklinać
-Zdać sesję
-Schudnąć 4 kg
-lepiej się odżywiać i więcej się ruszać
-Nie stracić wszystkich pieniędzy na ciuchy xd
-Wyjść z depresji
-Być szczęśliwa i dbać o rodzinę, przyjaciół i związek
-Nie zabić nikogo i siebie :-D