Nie rozumiem siebie. Od kilku dni ogarnęło mnie poczucie bezsensowności uciekających dni które i tak zmierzają ku nicości. Nic mnie nie potrafi cieszyć. Jestem cały czas niezadowolona z siebie a nie potrafię się zmienić. Jestem zbyt leniwa, zbyt zmęczona, zbyt poirytowana, zbyt wściekła. Coraz bardziej czuję jak moje życie mnie samą wykańcza.
Nie mam siły do siebie samej. Zamiast chudnąć tyje, zamiast się uczyć wolę iść spać bo jestem ciągle zmęczona, zamiast do siebie dbać robię wszystko na opak. Nie ogarniam co się ze mną do cholery dzieje. Czemu nie potrafię być szczęśliwa, mieć przyjaciół, śmiać się i być sobą.
Wiecznie albo rodzice mnie ograniczają (juhu za jakieś 4 tygodnie mam 19 urodziny ale to nic, traktujmy naszą córeczkę jak 13-latke), albo w szkole nie spełniam wymagań. Nic co warte i cenne się mnie nie trzyma kompletnie nic ! Ludzie pomóżcie bo ja już nie ogarniam.
Dzisiaj podczas bilansu musiałam zdjąć koszulkę i gdy moja lekarka mnie badała czułam się jak wielki tłusty słoń. Nienawidzę swojego ciała mimo, że chłopak twierdzi, że dobrze wyglądam. Dobrze to słoń w cyrku wygląda nie ja. Obiecuje, po maturze ostro zabieram się do ćwiczeń. Muszę chociaż ten cel osiągnąć. Zbyt bardzo ostatnio sobie pofolgowałam.
Wśród ludzi też nie czuję się zbyt dobrze. Mam wrażenie, że unikają mnie wzrokiem, a potem znów się patrzą. Może dlatego że wyglądam jak zwłoki >.< z worami pod oczami i bladą cerą.
Niech mi ktoś odpowie: JAK TO JEST BYĆ NORMALNYM ?
Ps. poradźcie coś moje motylki na detoks bo mi cały organizm wariuje.
